Witam po kolejnej przerwie!
Tym razem zaprezentuję Wam nie recenzję produktu, ale
wspaniały pomysł na przechowywanie kredek. Zapewne nie jestem jedyną osobą na
świecie, którą ogarnęło szaleństwo kolekcjonowania, które wiąże się z
walającymi się wszędzie pudełkami oraz luźnymi kredkami (szczególnie, jeśli się
lubi dokupywać droższe kredki na sztuki). Pewnego pięknego dnia otrzymałam od
mamy prezent…
W rozwinięciu zapraszam do obejrzenia pozostałych zdjęć i
opisu.
Mój piórnik składa się z trzech rzędów, z których każdy
pomieści około 70 kredek. Na dole każdego rzędu jest kieszeń o wysokości kilku
centymetrów, powyżej pas gumki. Zarówno kieszeń jak i gumka są pozszywane tak,
żeby w każdej przegródce trzymało się po kilka kredek – dzięki temu można je
ładnie poukładać kolorami, bo trzymają się świetnie na miejscu i nie latają w
obrębie kieszeni.
Na samej górze jest kieszonka na pręcik do wieszania firanek
(który zapewne się jakoś fachowo nazywa, ale mniejsza z tym). Przywiązane do
niego kokardki pozwalają na zawieszenie całości na ścianie. Jest to lepsza
opcja niż przymocowanie kokardek bezpośrednio do piórnika, bo całość łącznie z
kredkami waży dość sporo, wobec czego bez stabilizującego pręcika do firanek
wisiałoby to krzywo.
Cóż jeszcze mogę dodać, świetnie się w tym przenosi kredki,
wystarczy wyjąć pręcik, złożyć pięterka, a potem zwinąć wszystko w rulonik i
związać jakąś tasiemką, żeby się w podróży nic nie wysypało.
Z podobnych rzeczy do kupienia w sklepie widziałam gdzieś piórnik
Derwenta (można go wyszukać też jako "etui na kredki i ołówki"), ale jest drogi (około 30 złotych), poza tym mieści śmieszne 30 kredek.
Tak więc namawiam gorąco do uśmiechania się do mam, babć, cioć, uzdolnionych
manualnie przyjaciół, lub też do samodzielnego zrobienia sobie takiego cuda.
A jeśli kogoś ciekawi jakie kredki się znajdują w moim
piórniku, po kolei:
Rząd I: Spectrum, akwarelowe kredki z Biedronki (zaskakująco
dobre jak na swoją cenę), Derwent Metallic (o tych mogę z kolei napisać coś
zupełnie odwrotnego), kilka pojedynczych kredek Derwent Artists, Derwent
Aquatone, Derwent Graphitint, Derwent Drawing, blendery i burnishery, a także
dwie sztuki Cretacolor Karmina (pojedyncze kredki zamawiane z zupełnej
ciekawości, do przetestowania – kupię sobie kiedyś więcej Graphitintów, bo są naprawdę
fajne)
Rząd II: Derwent Coloursoft (jeszcze mi zostało trochę do
skompletowania, muszę mieć wszystkie!), Koh-i-Noor Progresso
Rząd III: dwa Promarkery (drogie, wzięłam z ciekawości i
żałuję że mnie póki co nie stać na więcej), Koh-i-Noor Mondeluz (kredki
akwarelowe), Derwent Inktense (tusz w kredce, kocham je!), ołówki, reszta
miejsca zapchana jakimiś chińskimi, byle jakimi szkolnymi kredkami (żeby
piórnik ładnie wyglądał i żeby grzały miejsce na jakieś lepsze kredki, bo
przecież nie wyleczyłam się jeszcze ze zbieractwa).
Tyle na dziś, w przygotowaniu jest recenzja akwareli w
kostce Karmańskiego.
Pozdrawiam ciepło przedwigilijnie!
P.S. dla Facebookniętych: Firewarrior's Art – oprócz swoich prac wrzucam tam również informacje
o nowych wpisach na blogu, także jeśli ktoś chce być bieżąco o nich
informowany, zapraszam do polubienia.
1 komentarze:
Hmmm, sprawiłabym sobie taki cuś :D Świetne <3
Prześlij komentarz